Niestety nie mogę dodać kolejnego rozdziału, popsuło mi się łączę internetowe < ten post dodaje przez telefon > powinno on zostanie naprawione po Świętach, przepraszam was bardzo, bardzo mocno!
A teraz coś bardziej pozytywnego:
Kochani czytelnicy i przypadkowi goście z okazji zbliżających się świąt Wielkiejnocy pragnę wam złożyć serdeczne życzenie:
miłości, która jest ważniejsza od wszelkich dóbr,
zdrowia, które pozwala przetrwać najgorsze.
Pracy, która pomaga żyć.
Uśmiechów bliskich i nieznajomych, które pozwalają lżej oddychać
i szczęścia, które niejednokrotnie ocala nam życie...
Marta :*
sobota, 30 marca 2013
piątek, 29 marca 2013
Powiadomienie
Kochani czytelnicy,
przepraszam, że tak długo zwlekam z kolejnym wpisem, cały czas nad nim pracuję, a zważając na mój tryb życia- szkoła, przyjaciele oraz inne niechciane problem, nie mam za bardzo czasu pisać, sadzę, iż następny rozdział pojawi się jeszcze przed świętami Wielkiejnocy, można by rzec, że jako prezent od Zajączka. :D
Pozdrawiam Was wszystkich Marta! :*
przepraszam, że tak długo zwlekam z kolejnym wpisem, cały czas nad nim pracuję, a zważając na mój tryb życia- szkoła, przyjaciele oraz inne niechciane problem, nie mam za bardzo czasu pisać, sadzę, iż następny rozdział pojawi się jeszcze przed świętami Wielkiejnocy, można by rzec, że jako prezent od Zajączka. :D
Pozdrawiam Was wszystkich Marta! :*
sobota, 16 marca 2013
Rozdział V, część II
" Nawet wtedy, kiedy
myślisz, że wszystko jest już stracone w twoim życiu pojawiają
się ludzi, którzy chcą ci pomóc, dla których coś znaczysz, dla
których nie jest obojętny, którzy cię kochają pomimo twoich
wszystkich wad...
Teraz to już tylko od
ciebie zależy czy ich nie odtrącisz, nie stracisz...”
Przebudzona przez
stłumiony odgłos pukanie do drzwi i ich ciche trzaśnięcie
oznajmiające ich zamknięcie, zerwałam się szybko z łóżko i
stanęłam pośrodku pokoju, adrenalina krążyła w moich żyłach i
mieszałam się z krwią, a strach przed niespodziewanym gościem
sprawiał, że serce zaczęło szybciej bić, a oddech przyspiesz i
stał się płytki. Teraz każda komórka mojego ciała, czekała aż
gość obróci się i stanie ze mną twarzą w twarz... Odkąd się
przebudziłam minęła może sekunda, ale dla mnie była wiecznością.
Koniec, końców
mężczyzna, tak był to mężczyzna, domyśliłam się przyglądając
się jego posturze, muskularnym i dobrze wyrzeźbionym barkom,
obrócił się i mogłam zobaczyć jego oblicze. Gdy ujrzałam jego
twarz irracjonalny strach uleciał, a serce jakby na chwile zamarła
by, zwolnić do niedawna szaleńcze tempo i wznowić prawidłowy
rytm. Wszystkie targające mną emocje powoli opadały, a w tym
czasie mój (n.w towarzysz?), którym okazał się Alan, staną na
równi ze mną i z nie nieodgadnioną miną patrzył na jakiś punkt
mojej twarzy znajdujący się na policzku, dopiero po chwili
przypominałam sobie zdarzenia wczorajszego dnia. Mimo że zdarzyło
się około 7 godzin temu, prawie o tym zapomniałam. Jak mniemam
było to efektem szoku, którego przed chwilą doświadczyłam. Moje
rozmyślanie przerwał zdławiony głos Alana.
- Co ci się stało?-
spytał.
- Emm... - zastanawiałam
się co powiedzieć, przecież nie powiem mu, że dyrektor Domu
Dziecka to psychopatka, która bije swoich podopieczny, pewnie nawet,
by mi nie uwierzył- uderzyłam się wczoraj drzwiami- skłamałam.
-Bello, uwierz mi nie
umiesz kłamać, a tak na marginesie to wygląda jakby ktoś celowo
uderzył cię w policzek, a nie jakbyś uderzyła się drzwiami,
więc, proszę nie kłam, tylko powiedz prawdę.- powiedział
spokojnie, jak na mój gust zbyt spokojnie.
- Ale ja nie kłamię-
powiedziałam po cichu jednocześnie spuszczając wzrok na dół.
- Ok, nie chcesz o tym
rozmawiać, rozumiem, ale gdyby coś to pamiętaj zawsze możesz na
mnie liczyć, obronię cie.- ta deklaracja kompletnie mnie zaskoczyła
zapewne robiłam się cała czerwona, a na dodatek, w ogóle nie
wiedziałam co powiedzieć, więc postawiłam na dyplomację.
- Dzięki, to bardzo miłe.
- Ahh... jesteś taka
sama jak ona- rzekł z rozmarzeniem i żalem w głosie.
- Co o czym ty mówisz? -
spytałam zdezorientowana
- Mówię o mojej młodszej
siostrze, jesteś do niej bardzo podobna, nie tylko fizycznie, ale i
psychicznie, miała bardzo podobny charakter do twojego, stryta,
zamknięta w sobie, lecz waleczna. - mówiąc to miałam wrażenie,
że cofa się do przeszłości, jego twarz przybrała obojętny
wyraz, a on sam jakby skamieniał- ...ona też tak uroczo się
rumieniła- dodał po chwili smutno się uśmiechając, a moje
policzki zapiekły jeszcze bardziej niż dotychczas, był to znak, iż
jestem jeszcze bardziej czerwona niżeli przed chwilą.
- … szkoda, że nie
będzie ci dane jej poznać- powiedział bardziej do siebie niż do
mnie.
- Czemu nie będzie dane
mi jej poznać?- spytam cytując jego wcześniejszą wypowiedź.
- Jej już nie ma-
powiedział smutno.
- Jak to nie ma?
- Po prostu, ona nie żyję-
dopiero, gdy to powiedział zrozumiałam jaką straszną gafę
popełniłam.
- Emm... przykro mi, nie
powinna cię o to pytać- powiedziałam skruszonym głosem.
- Nic się nie stało to
ja zacząłem ten temat, a tak poza tym to już się z tym po części
pogodziłem, chyba tak musiało być.- mówił smutnym i zgaszonym
głosem- ale zostawmy już ten temat- rzekł nieco pogodniej, jednak
sądzę, że ten optymizm był wymuszony.
Zapadła krępująca
cisza, nie wiedziałam co powiedzie, Alan zdawał się mieć ten sam
problem co ja, stał na środku pomieszczenia z rękom włożonym w
kieszenie spodni i przyglądał się wiszącemu na ścianie
pejzażowi. Obraz musiał być repliką jakiegoś wielkiego dzieła,
bo wydawało mi się, że już gdzieś podobny lub wręcz takie sam
widziałam. Chłopak wydawał się być zamyślony, postanawiając mu
nie przeszkadzać, przysiadłam na łóżku i patrzyłam na ścianę
o okropnym kolorze, którego widok niejednego przyprawiłby o
mdłości. Na mnie działał podobnie, jednakże w zaistniałej nieco
krępującej sytuacji, walczyłam sama ze sobą . Ciszę przerwał
zachrypnięty głos Alana
- Wiesz, ja już chyba
pójdę, nie chce i przeszkadzać. Chciałem też cię przeprosić za
to, że cię obudziłem i za tę zmienię o mojej siostrze, nie
powinienem.- chciałam zaprotestować, powiedzieć, że to moja wina,
ale mnie uprzedził- wpadłem tu tylko zobaczyć co tam u ciebie
słychać, to na razie!- dodała na odchodne i wyszedł.
Z racji wczesnej pory, bo
była dopiero 5.54, postanowiłam jeszcze chwilę posiedzieć na
łóżku, a później iść do łazienki. Cóż każdy normalny
człowiek na moim miejscu położyłby się jeszcze spać, lecz nie
ja, ponieważ już od szóstego roku życia cierpię na bezsenność,
jak sama wywnioskowałam w oparciu o liczne źródła; internet,
literaturę medyczną, jest to wynik stresu doświadczonego we
wczesnym etapie rozwoju.
Gdy wybiła 6.27
postanowiłam udać się do łazienki. Najpierw wzięłam prysznic,
następnie umyłam twarz, ale ani razu nie spoglądałam w lustro,
obawiałam się tego co tam zobaczę. Miejsce domniemanego
spuchnięcia od dłuższego czasu niewyobrażalnie piekła, jednak
jestem silna i nie parzyłam na własne odbicie oraz podświadomie
wypierałam ból. Na nie wiele się to zdało, bo po pięciu
minutach- w czasie, których zdążyłam dokładnie umyć zęby-
nadszedł moment zderzenia się z prawdą. Z obawą podniosłam wzrok
i spojrzałam w zwierciadło. Alan miał rację było widać, iż od
kogoś mocno oberwałam, obrzęk na policzki miał zaczerwienione
boki, a w centrum lekkie przebłyski fioletu i żółci. Załamana
własnym wyglądem, wzięłam do ręki pudełko z pudrem oraz pędzel
rozprowadzający zaczynając delikatnie nakładać kosmetyk na twarz.
Kończąc tę czynność poraz ostatni spojrzałam w kryształ, teraz
moje twarz prezentowała się o niebo lepiej, puder prawie całkowicie
zakrył miejsce urazu, co sprawiło, że obrzęk stał się
niewidoczny. Zadowolona z odniesionego efektu wróciłam do pokoju i
wzięłam ze szafy ubrania. Zważywszy na pogodę panującą na
zewnątrz zdecydowałam się na zwykłe ciemne jeansy i biały
T-shirt, a do tego trampki i sweterek. Cóż, ubrań ani kosmetyków,
czy innych potrzebnych nastolatce nigdy mi nie brakowało, Renne
często dawała mi duże kieszonko, by ona miała wolny dom. Podczas,
gdy ja byłam na zakupach ona sprowadzała sobie do domu mężczyzn,
prawdę mówiąc odpowiadało mi to, przynajmniej wtedy mnie nie
biła.
Gotowa na zmierzenie się
z kolejnym dniem, punktualnie o 8.00 wyszłam z pokoju na korytarz i
kierowałam się w stronę stołówki. Wchodząc do pomieszczenia
czułam na sobie liczne spojrzenia, ale postanawiając je ignorować,
nie zawracałam sobie tym głowy i powoli zmierzałam do stolik, przy
którym siedziałam wczoraj z moimi „współlokatorami”, które o
teraz nie zdążyły wrócić z imprezy. Dorwawszy do stolika
usiadłam przy nim rozejrzałam się po pomieszczeniu, już nikt
prawie na mnie nie patrzył, tylko nieliczni raz po raz rzucali mi
srogie sparzenia, większość jadła pierwszy tego dnia posiłek, ja
postanowiłam zrobić to samo. Wzięłam do ręki dzbanek z herbatą
i przelałam trochę do położonej obok mnie szklanki, następnie na
talerzyk przełożyłam dwie kanapki z serem i zaczęłam konsumować.
Po skończonym posiłku sprzątałam ze stołu i z powrotem udałam
się do pokoju.
***
Wróciwszy około dwóch
godzin temu do pokoju postanowiła skorzystać z panującej ciszy,
więc wzięłam swój brudnopis i zaczęłam pisać wiersz:
Niespełnione marzenia...
Czasami
przychodzą dziwne chwile...
zaczynam rozważać swoje życie
intensywnie myślę – marzę.
Przesuwają się całe historie
raz są... i w mgnieniu znikają,
pogrążam się w tym niebycie;
coraz dalej i dalej;
coraz głębiej i głębiej.
Brnę w otchłań
gdzie nie ma granic
wszystko jest zlane...
ale jak bardzo różne - inne
smutek i niespełnione zamiary
przeradzają się w sztukę marzeń:
marzeń kolorów tęczy, błękitu nieba
marzeń blasku poranka, czerwieni zachodu
...czas stanął chociaż biegnie dalej
płynę w obłokach gdzieś z tobą
chwilo trwaj! nie chcę wracać!
Szept w krzyk się przeradza.
Nić ktoś zrywa,
cel był blisko,
marzenia się jednak nie spełniają... ***
zaczynam rozważać swoje życie
intensywnie myślę – marzę.
Przesuwają się całe historie
raz są... i w mgnieniu znikają,
pogrążam się w tym niebycie;
coraz dalej i dalej;
coraz głębiej i głębiej.
Brnę w otchłań
gdzie nie ma granic
wszystko jest zlane...
ale jak bardzo różne - inne
smutek i niespełnione zamiary
przeradzają się w sztukę marzeń:
marzeń kolorów tęczy, błękitu nieba
marzeń blasku poranka, czerwieni zachodu
...czas stanął chociaż biegnie dalej
płynę w obłokach gdzieś z tobą
chwilo trwaj! nie chcę wracać!
Szept w krzyk się przeradza.
Nić ktoś zrywa,
cel był blisko,
marzenia się jednak nie spełniają... ***
Kończą
wiersz, postawiłam ostatni znak interpunkcyjny, ostatnią kopkę,
można by rzec kropkę nad „ i ”. Nagle w pokoju rozległ głuchy
odgłos przypominający pukanie do drzwi, chwilę po tym do pokoju
weszłam piękna brunetka. Zachwycała nie tylko swoim ubiorem, który
notabene był piękny w całej swojej okazałością, ale przed
wszystkim urodą. Jak wcześniej zażyłam zauważyć
była brunetkom, do tego miała piękne duże, brązowe oczy i pełne
usta jej twarz była wręcz nieskazitelna, miała kształt serca. Owa
kobieta uśmiechając się nie pewnie, powoli kroczyła w mim
kierunku. Gdy była już okołu dwóch metrów od łózka, na którym
siedziałam szybko wstałam, by przywitać się z nowoprzybyłą. W
końcu nie wypadało siedzieć, gdy ktoś starszy stoi. Wstawszy
stanęłam przed nią, szczerze mówiące to nie wiedziałam co
powiedzieć- czy zwykłe „dzień doby”, a może poczekać, aż
nieznana mi kobieta odezwie się pierwsza, jest w końcu starsza?
Moje rozważanie przewał mi ciepły, melodyjny głos.
- Witam, jestem Esem
Cullen i pełnię tu obowiązki psychologa.- gdy usłyszałam kim
jest wmurowało mnie, psychologiem?
- Dzień dobry, miło mi
panią poznać, jestem Bella.- powiedziałam spokojnie, siłując się
na grzeczny ton.
- Mi też cię miło
poznać Bello- mówiąc to Esem podała mi rękę w geście jakim
zazwyczaj czyni się na powitanie. Po tym serdecznym geście ,
zaczęła mówić dalej:
- A więc tak, jak już
mówiłam jestem tu psychologiem i postaram się ci pomóc, z tego co
dowiedziałam się z notatek przysłanych przez panią Jodssin,
psycholog z Phoenix, jesteś bardzo spokojna i zrównoważona, ale
chciałaby abyś sama opowiedziała coś o sobie.- mówiła to bardzo
spokojnym i przyjemnym dla ucha głosem, ale ja nie miałam siły ani
ochoty na zwierzenie się nie znanej mi osobie, to wszystko oczy
powinna jej opowiedzieć było jeszcze zbyt świeże, sama jeszcze do
końca się nad tym nie zastanawiałam.
- Przepraszam, ale ja nie
potrzebuje pomocy, nie mam chyba na czole wypisane kaleka! Nie
chcę rozmawiać z kimś mi nie znanym o moich problemach!- trochę
mnie poniosło, nie powinna byłam tak się wyrażać, ale co mi tam.
Nie lubię, gdy ktoś dyktuje mi warunki, tak samo nie lubię
opowiadać o swoich problemach pierwszej lepszej osobie, no niby to
psycholog, ale to nie zmienia faktu, że prawie wcale jej nie znam.
Poprzedniej psycholog, z Phoenix, dotarcie do mnie zajęło trzy
tygodnie, dopiero wtedy zaczęłam normalnie z nią rozmawiać. Cóż
po prostu nie potrafię zaufać tak szybko ludziom.
- Bello, ależ ja nie
chciałam cię urazić, och chyba źle się wyraziła; chciałam
powiedzieć, że możesz na mnie liczyć. Źle mnie zinterpretowałaś.
- Nie, ja nikogo źle nie
zinterpretowałam- powiedziałam gniewnie- to chyba pani mnie źle
zinterpretowała, powtarzam ja nie potrzebuje pomocy! Nie chcę być
nie miła, ale sądzę, ze pani powinna już iść.- ostatnie zdanie
dodałam nieco oschle.
- Cóż skoro tak uważasz,
ale pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc, ja naprawdę
nie chciałam cię urazić Bello- rzekła ciepło.
- Dziękuję, ale chyba
nie skorzystam.- powiedziałam pewnym głosem.
- Skoro tak sądzisz.
Pójdę już.- powiedziała pani Cullen.
- Tak, tak będzie
lepiej.- powiedziałam szorstko, prawie, że równo z odgłosem
zamykanych przez Esem drzwi.
Po wyjściu Esem Cullen,
zaczęłam słuchać muzyki, ciszyłam się spokoje oraz tym że
Jessicy i Angeli nie ma w pokoju wszystko było dobrze dopóki do
pokoju nie wpadł pewien umięśniony blondyn. Alan. Zdyszany ledwo
co wyhamował przed moim łóżkiem i zaczął mówić:
- Bello, co byś
powiedziała, gdybym zaprosił cię na spotkanie z moją paczką i
cię im przedstawił?
- Emm... nie wiem czy to
dobry pomysł.- rzekłam z wahaniem
- Bardzo dobry, nie ma
dyskusji z pół godziny jestem po ciebie.- powiedział nie znoszącym
sprzeciwu głosem.
- Ok.- odpowiedziałam
tonem przegnanego- ale co na to opiekunowie?- chciałam się jakoś
wykręcić, nie miałam ochoty nikomu się pokazywać w szczególności
z tym siniakiem na policzku.
- Oj Bello, Bello dziś
jest sobota, czyli możemy chodzić gdzie chcemy i wracać dopiero o
22.00- oznajmił uradowany- no to do zobaczenia o z pół godzinki,
nie chcę się spóźnić, a na 16.00 jesteśmy umówieni.
- Dobra, to ja idę się
szykować- odpowiedziałam zrezygnowana, jednocześnie zmierzając do
łazienki by by uszykować się na spotkanie ze znajomymi Alana...
_____________________________________________
Oto druga część V rozdziału, mam nadzieję, że wam się spodoba, liczę na komentarze.
Jeszce raz przepraszam, że tak późno...
Marta :*
_____________________________________________
Oto druga część V rozdziału, mam nadzieję, że wam się spodoba, liczę na komentarze.
Jeszce raz przepraszam, że tak późno...
Marta :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)