piątek, 15 lutego 2013

Rozdział IV

Czy to jest sprawiedliwość, że jedni wysługują się innymi, ośmieszają, upokarzają i jeszcze śmieją się prosto w twarz...?
Być może w innym świecie to jest karygodne, ale nie w moim.
W „moim” świecie to codzienność, szara codzienność!”


Popchnięte przeze mnie drzwi otworzyły się, wydając przy tym okropny dla uszu dźwięk. Pełna obaw, i strachu przed tym co może mnie tam spotkać weszłam do pomieszczenia. Ale to co tam zobaczyłam sprawiło, że natychmiast się zatrzymałam i nie wiedziałam co zrobić. Serce przyśpieszyło, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Stałam jak wryta, a w głowie miałam kompletną pustkę, nie wiedziałam jak się zachować. To wszystko przez to co teraz ujrzałam. W pokoju, w którym jeszcze pół godziny temu panował ład i porządek, teraz było porozrzucana pełno ubrań, kosmetyków i tym podobnych. A na samym środku pomieszczenia stały dwie plastikowe lale z sztucznym uśmiechem na buzi, a raczej czymś co kiedyś było buzią, bo teraz zostało przykryte przez tonę tapety.
  • Hej kaleko- zawołały jednocześnie- właśnie się do ciebie przenosimy, cieszysz się prawda?- Stałam tam i nie wiedziałam co powiedzieć, gdy już miałam się odezwać uprzedziła mnie blondynka:
  • No to ty posprzątaj, a my lecimy na imprezę.
  • Jak wrócimy to wszystko ma być ładnie poukładane, nasze łóżeczka pościelone, a ty masz już grzecznie spać, zrozumiano?!?- powiedziała mściwie brunetka.
  • Yhym.- mruknęłam po cichu, bo ze strachu nie byłam w stanie nic z innego z siebie wydusić. Na co one sztucznie zachichotały.
  • I tak ma być, widać, że nie jesteś taka głupia na jaką wyglądasz!- tym razem odezwała się blondynka.
  • No to my spadamy i życzymy ci miłej zabawy- powiedziała z sarkazmem brunetka. Wtedy zebrałam się na odwagę i po raz pierwszy postanowiłam się odezwać.
  • Skoro mamy razem mieszkać i mam wam usługiwać to fajnie by było gdybyście się przyjemniej przedstawiły – powiedziałam z nutą sarkazmu w głosie, a one spojrzały tylko na mnie z dziwną i trudną do zidentyfikowania miną, jakby zabrakło im języka w gębie, patrzyły tak na mnie jeszcze chwilę i z zaciętością mierzyły mnie wzrokiem, gdy w się ogarnęły brunetka przemówiła, głosem zupełnie wypranym z emocji.
  • Ja jestem Jessica Stanley, a to Angela Werbe- wskazała wzrokiem na koleżankę. Po tych słowach natychmiast się obróciły i szybkim krokiem wyszły z pokoju. A ja stałam jeszcze moment w tym samym miejscu i z politowaniem patrzyłam na drzwi, w których przed chwilą zniknęły moje „współlokatorki”.
W końcu się w sobie zebrałam i postanowiłam zacząć sprzątać, bo jak zawsze powtarzała moja babcia Marie „... im szybciej zaczniesz tym szybciej skończysz”. Postanowiłam więc iść za jaj radą i wziąć się do roboty by zdążyć przed powrotem Jessice i Angele, prawdę mówiąc to się ich bałam, bałam się że mnie pobiją albo nie wiadomo co jeszcze zrobią. Najpierw wzięłam posprzątałam wszystkie ubrania, które walały się po podłodze i położyłam je na łóżku, zaczynając składać, większość z nich była różowa i raczej nie przypominałam normalnych ubrać , a skrawki materiału, złączane w jakąś wyzywającą całość.

*** 2 godziny później ***

Padnięta i kompletnie zmęczona padłam na łóżko w posprzątanym już pokoju i zaczęłam się zastanawiać nad własnym życiem. Prawdę mówiąc, to w moim życiu wiele się nie zmieniło, cóż tak szczerze to nic się nie zmieniło, wszystko wygląda prawie tak samo jak przed śmiercią matki. Jedyną zmienią jaka zaszła to zmiana kata, dziś są nimi Angela i Jessica, a przedtem była nią moja matka. Traktowałam mnie jak służącą, worek treningowy, nigdy nawet nie zwróciła się do mnie per córciu czy Bello od zawsze walała na mnie „Isabello”. To dlatego nienawidzę, gdy ktoś się tak do mnie zwraca, przywołuje to złe wspomnienia, a jeżeli ktoś wypowie to jeszcze lodowatym i zgorzkniałym tonem, słowo to potrafi wywołać nawet u mnie niekontrolowany napad płaczu. Pewnie nie jeden człowiek uzna to z idiotyzm. Jak można nie lubić swojego imienia? Otóż można i ja jestem na to żywym przykładem!
Mając już dość użalania się nad sobą wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi, lekkim pociągnięciem otworzyłam je i po cichu wyszłam na całkowicie opustoszały korytarz, jednocześnie zamykając je na klucz. Miałam przeczucie, sama nie wiem skąd, że nikt jeszcze nie śpi lecz boi się wyjść poza pokój. Sama tak robił, gdy moja matka jeszcze żyła i się na mnie wyżywała, po prostu wolałam nie rzucać się jej w oczy, być cieniem. Dobra już Swan- skarciłam sama siebie w myślach- koniec rozpamiętywanie przeszłości. Teraz to teraz, a teraz- to znaczy przed chwilą- miałaś zamiar pozwiedzać ośrodek. Hmm... jest już naprawdę źle skoro krzyczę sama na siebie- ah... ja i ten moje mentalne kłótnie.
Ruszyłam wzdłuż korytarza, właśnie zmierzałam w kierunku schodów. Mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze, oprócz niego na tej samej kondygnacji znajdowały się jeszcze cztery pokoje i schowek na szczotki, wiaderka, środki czystości itp oraz stara, można by rzec antyczna winda, która jak się domyślam dawno nie była używana. Moim zdanie pochodziła z lat 60. ubiegłego wieku, a jej czasy świetności dawno przeminęły. Nie mając już co oglądać zaszłam po schodach na parter, ale i tam nie zastałam nic co przykułoby moją uwagę. Szłam na palcach, dotykając ręką ściany. Tego typu asekuracja była mi potrzebna, żaby się nie wywrócić, bo nie została zaświecona żadna lampa, a moje oczy nie przyzwyczaiły się jeszcze do ciemności.
Przeszłam cały korytarz wzdłuż i wszerz, a gdy miałam już wracać do pokoju zauważyłam, że schodami którymi przed chwilą zaszłam mogę zajść na jeszcze niższy, na nie znamy mi poziom. Postanowiwszy skorzystać z tej niepowtarzalnej okazji cichutko ruszyłam na dół. Odczuwałam jakiś irracjonalny strach, bałam się, że nagle w piwnicy, bo prawo podobnie to tam prowadziły schody, odkryję coś czego nie chciałbym odkryć.
W końcu zeszłam z ostatniego schodka i znalazłam się na jakiejś gładkiej powierzchni, rękami zaczęłam błądzić po ścianie szukając włącznika do światła. Po dłuższej chwili znalazłam ten magiczny przycisk, który sprawia, że następuje świetność. Nacisnęłam go. Całe pomieszczenie, w którym się znalazłam rozbłysło, białym, rażącym światłem. Odruchowo zamknęłam oczy, a gdy je na powrót otworzyłam byłam zaszokowana wyglądem miejsca, w który się znalazłam. To pomieszczenie nie było piwnicą jak wcześniej się spodziewałam, była to sala, pusta sala, przypominająca nico wyglądem niewyposażone studio taneczne.
Stałam tak jeszcze przez moment i patrzyłam w zadumie na ściany pomieszczenia, wszelkie wspomnienia powracały, pamiętam jak przez ostatnie trzy lata, przed śmiercią matki uczęszczałam na zajęcia taneczne do pobliskiej szkoły tańca. Pamiętam jak rozładowywałam tam mocje, uspokajałam się i wyciszałam. Matka oczywiście nic o tym nie wiedział, bo zapewne zabroniłaby mi tego z obawy, że wygadam komuś jak mnie traktowała. Albo stwierdziła, że jest mi to kompletnie nie potrzebne i tracę tylko jej „ciężko” zarobione pieniądze na jakieś absurdalne, absurdalne jak dla niej, rzeczy. Renne nie zarabiała źle lecz wielokrotnie robiła mi wyrzuty najczęściej z powodu źle zagospodarowanych pieniędzy lub spóźniania się do domu choćby nawet dwie minuty, zawsze jak chciała mnie pobić szukała jakiejś wymówki, tak jakby chciała uspokoić sumienie. Sumienie, którego nie miała...
Te bolesne wspomnienia spowodowały, że w po policzku zaczął mi spływać jakiś przezroczysty, słony w maku płyn, dopiero po sekundzie zrozumiałam, że wraz ze wspomnieniami pojawiły się łzy. Cała rozhisteryzowana zaczęłam tańczyć, choć sama nie wiem jak, ale moje nogi poruszał się w rytm jakiejś nie znanej mi i smutnej melodia, która przebrzmiewał w mojej głowie. Cały układ chociaż skomplikowany i wyczerpujący nie sprawił mi większych trudności, powtórzyłam go jeszcze kilkanaście razy, a gdy już do końca rozładowałam emocje postanowiłam wrócić do pokoju.
Przepełniona dumna, że pamiętam jeszcze układ, mam w miarę dobrą kondycję i dość dobrze odtańczyłam kompozycję, po cichu kroczyłam korytarzem. Na swoje piętro dotarłam bez większych komplikacji, ale będąc koło drzwi ujrzałam jakiś cień na końcu korytarza, który zmierzał w moją stronę. Wystraszona próbowałam włożyć klucz do zamka, ale była zbyt zdenerwowana by tę operację przeprowadzić.
A ten ktoś był coraz bliżej...

_________________________________________

Przeprasza was, że tak późno dodaję, ale internet mi nawala; mam nadzieję, że rozumiecie... chciałam jeszcze złożyć wam spóźnione życzenia na walentynki 
KOCHAM WAS WSZYSTKICH!!! <3
* jestem ciekawa czy ktoś zgadnie kim jest tajemniczy "ktoś" zmierzający w stronę Belli?




poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział III

w tym „moim” świecie czuję się jak kosmita,
odludek, jakiś pieprzony outsider;
niby wyglądam tak jak każdy inny człowiek, ale...”

W końcu po wielu trudach, kilku albo kilkunastu upadkach dotarła do celu. Siedzące przy stoliku dziewczyny spojrzały na mnie nienawistny wzrokiem. O co im może chodzić???- pomyślałam- żaden powód nie wydawał się wystarczająco dobry, żeby tak mnie traktować nienawidzić do samego początku nawet mnie nie znając. Spojrzały na mnie jeszcze raz i obdarowały spojrzeniem typu „ i czego tak stoisz?”. Teraz już znam odpowiedź na swoje wcześniejsze pytanie, one po prostu nie chcą mieć ze mną nic wspólnego, cóż nie dziwię się; sama będąc na ich miejscu postąpiłabym tak samo. No, bo kto chciałby się kolegować kimś takim jak ja???- odpowiedź jest prosta NIKT! Moje przemyślenie nie trwały dłużej niż dwie sekundy, ale nie zdziwiłabym się, gdyby wszyscy wzięli mnie z opóźnioną umysłowa. Przecież nikt zdrowy na umyśle nie stałby przy stoliku, do którego jeszcze przed chwilą pragną jak najszybciej dotrzeć, a teraz przyglądał się osobą, które przy nim siedzą, nikt oprócz mnie, czyli Isabelli Marie Swan. Po krótkiej refleksji nad swoim zachowanie odsunęłam delikatnie krzesło i przysiadłam na nim.
  • Hej- szepnęłam speszona- jestem Bella.
  • A co mnie obchodzi jak masz na imię kaleko- powiedziała do mnie sztuczna blondynka parząc prosto w oczy, w których było widać obrzydzenie, wstręt i nienawiść. Zabolało, zabolało jak cholera. Co je jej zrobiła? Przecież to, że nie mam koordynacji ruchowej i wywracam się nawet na prostej drodze nie oznacza od razu, że można na „ dzień dobry” tak się do mnie odnosić. Co one sobie myślą, że ja nie mam uczuć, ciekawe czy one w ogóle myślą. Ta tona tapety na twarzy zapewne skutecznie im to uniemożliwia- pomyślałam, taa... w myślach to ja jestem wygadana, tylko szkoda, że w realnym świecie nie potrafię tego powiedzieć na głos. Z rozmyśleń wyrwał mnie skrzeczący, plastikowy głos.
  • No właśnie, nic nas to nie obchodzi- rzekła siedząca koło blondynki brunetka, jak mniemam jej best friend forever- a tak w ogóle to dobrze się składa, że tu usiadłaś, przyda nam się ktoś, kto po nas posprząta itd.- dodał plastik. Po chwili ciszy na powrót odezwała się blondynka:
- A i jeszcze jedno radziłabym się nikomu się z tego nie zwierzać- jej skrzeczący głos brzmiał jak marna imitacja jakiejś przestrogi- wiesz nie chciałybyśmy mieć przez ciebie problemów i ty też chyba nie chcesz ich mieć, mam nadzieję, że się rozumiemy?- dorzuciła po chwili blondynka. Na co ja tylko potulnie przytaknęłam mówiąc jednocześnie ledwie słyszalnie „tak”, a ona szeroko się uśmiechnęła, ale nie był to szczery uśmiech, tylko taki, którego można by określić jako wredny uśmiech, ukazujący ich wyższość nade mną.
  • Ach... zapomniałam ci powiedzieć, swoją „pracę” zaczynasz od dziś- stwierdziła brunetka.
    I co ja mam teraz zrobić?- pomyślałam. Jak się im sprzeciwie będzie ze mną źle, ale z drugiej strony jak się nie sprzeciwię też będzie ze mną źle. Z tej sytuacji na ma wyjścia, jestem w ślepej uliczce, a wszystkie mijane przeze mnie drzwi są zamknięte. Nie ma już dla mnie ratunku, od dziś, to znaczy od teraz będę służącą na usłucha u dwóch plastików, których imion nawet nie znam. Jakiś czas później usłyszałam cichy szelest:
  • Nie rozmawiajmy już z nią, bo wszyscy będą o nas gadać, że zadajemy się z tą kaleką- szepnęła blondynka do brunetki, myśląc pewnie, że tego nie słyszę. To było przykre, one po prostu się mnie brzydziły...
Kolacja dobiegła końca, zjadałam dwie kanapki i miałam już wstawać od stołu ruszając w kierunku wyjścia lecz zatrzymał mnie skrzeczący głos blondynki:
  • A ty gdzie?- zapytała
  • Emm... do pokoju?- powiedziałam z wahaniem, ale przez przebrzmiewającą w moim głosie nutę strachu zabrzmiało jak pytanie.
  • Do pokoju?- spytała brunetka patrząc na mnie znacząca- a kto to niby wszystko posprząta?- rzekła spoglądając na stolik.
  • No pomyślmy...? - powiedziała z zastanowieniem w głosie blondynka- może nasza „kochana” eee... Bella?- zdziwiłam się, że pamięta moje imię przecież od początku nazywałam mnie kaleką.
  • No to miłego sprzątanie- powiedziała ze sarkazmem w głosie brunetka- a i jeszcze jedno mam razem pokój- dodałam na odchodne, uśmiechając się złowieszczo.
    No super, nie dość, że spadłam naprawdę nisko, bo do funkcji sprzątaczki dwóch wytapetowanych lasek, nie; nie lasek- tylko dziwek; to jeszcze mam z nimi dzielić pokój. A na dodatek do innego pokoju przenieść się nie mogę bo jak stwierdziła dyrektor tego ośrodka, oprowadzając mnie po nim: „ masz pokój 119 i nie przychodź do mnie z prośbą, żebym cię przeniosła, bo i tak nie przeniosę! Zrozumiano?!? ”- czytaj- choćbyś nawet umierała na mnie nie licz, nie pomogę ci. Podłamana na psychice stałam jeszcze parę chwil patrząc jak, sylwetki moich nowych współlokatorek znikają za drzwiami stołki. Zrezygnowana zaczęłam sprzątać ze stołu, wszyscy mnie otaczający sprzątali w parach, albo każdy swoje nakrycie tylko ja- ofiara losu i kaleka jak nazwała mnie blondynka musiałam zrobić to sama.
Ze stołówki wyszłam jako ostatnia. Z przegraną wypisaną na twarzy ruszyłam w stronę pokoju, nacisnęłam klamkę i popchnęłam lekko drzwi, których zawisy cicho zaskrzypiał, wydając nieprzyjemny dla ucha odgłos. Wchodząc do swojego pokoju zatrzymałam się w pół drogi, moje nogi z szoku i przerażanie jakie wywołało widzenie przeze mnie zjawisko, odmówiły posłuszeństwa...


___________________
 Dedyk dla:
- Oli vcii
- Niny
- Oli
- Andzii
- Małej Olivii
- Jagody Wojtkowiak 
- asiapi9
- Melanii Stryder
- i wszystkich innych co zostawili komentarz pod ostatnim postem ;*
Hej kochane <3 !
Oto rozdział III mam nadzieję, ze przypadnie wam do gustu swoje opinie na jego temat zostawiajcie w komentarzach

***Pewnie jak niektórzy zauważyli jest troszkę zmieniony szablon, byłabym wdzięczna gdybyście na jego temat też napisali parę słów, jest to dla mnie ważne, bo ciągle z tym blogiem eksperymentuje, a że robię to dla was, drodzy czytelnicy, to bardzo liczy się dla mnie,wasze zdanie.