„Czy to jest
sprawiedliwość, że jedni wysługują się innymi, ośmieszają,
upokarzają i jeszcze śmieją się prosto w twarz...?
Być może w innym świecie
to jest karygodne, ale nie w moim.
W „moim” świecie to
codzienność, szara codzienność!”
Popchnięte przeze mnie
drzwi otworzyły się, wydając przy tym okropny dla uszu dźwięk.
Pełna obaw, i strachu przed tym co może mnie tam spotkać weszłam
do pomieszczenia. Ale to co tam zobaczyłam sprawiło, że
natychmiast się zatrzymałam i nie wiedziałam co zrobić. Serce
przyśpieszyło, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Stałam jak
wryta, a w głowie miałam kompletną pustkę, nie wiedziałam jak
się zachować. To wszystko przez to co teraz ujrzałam. W pokoju, w
którym jeszcze pół godziny temu panował ład i porządek, teraz
było porozrzucana pełno ubrań, kosmetyków i tym podobnych. A na
samym środku pomieszczenia stały dwie plastikowe lale z sztucznym
uśmiechem na buzi, a raczej czymś co kiedyś było buzią, bo teraz
zostało przykryte przez tonę tapety.
- Hej kaleko- zawołały jednocześnie- właśnie się do ciebie przenosimy, cieszysz się prawda?- Stałam tam i nie wiedziałam co powiedzieć, gdy już miałam się odezwać uprzedziła mnie blondynka:
- No to ty posprzątaj, a my lecimy na imprezę.
- Jak wrócimy to wszystko ma być ładnie poukładane, nasze łóżeczka pościelone, a ty masz już grzecznie spać, zrozumiano?!?- powiedziała mściwie brunetka.
- Yhym.- mruknęłam po cichu, bo ze strachu nie byłam w stanie nic z innego z siebie wydusić. Na co one sztucznie zachichotały.
- I tak ma być, widać, że nie jesteś taka głupia na jaką wyglądasz!- tym razem odezwała się blondynka.
- No to my spadamy i życzymy ci miłej zabawy- powiedziała z sarkazmem brunetka. Wtedy zebrałam się na odwagę i po raz pierwszy postanowiłam się odezwać.
- Skoro mamy razem mieszkać i mam wam usługiwać to fajnie by było gdybyście się przyjemniej przedstawiły – powiedziałam z nutą sarkazmu w głosie, a one spojrzały tylko na mnie z dziwną i trudną do zidentyfikowania miną, jakby zabrakło im języka w gębie, patrzyły tak na mnie jeszcze chwilę i z zaciętością mierzyły mnie wzrokiem, gdy w się ogarnęły brunetka przemówiła, głosem zupełnie wypranym z emocji.
- Ja jestem Jessica Stanley, a to Angela Werbe- wskazała wzrokiem na koleżankę. Po tych słowach natychmiast się obróciły i szybkim krokiem wyszły z pokoju. A ja stałam jeszcze moment w tym samym miejscu i z politowaniem patrzyłam na drzwi, w których przed chwilą zniknęły moje „współlokatorki”.
W końcu się w sobie
zebrałam i postanowiłam zacząć sprzątać, bo jak zawsze
powtarzała moja babcia Marie „... im szybciej zaczniesz tym
szybciej skończysz”. Postanowiłam więc iść za jaj radą i
wziąć się do roboty by zdążyć przed powrotem Jessice i Angele,
prawdę mówiąc to się ich bałam, bałam się że mnie pobiją
albo nie wiadomo co jeszcze zrobią. Najpierw wzięłam posprzątałam
wszystkie ubrania, które walały się po podłodze i położyłam je
na łóżku, zaczynając składać, większość z nich była różowa
i raczej nie przypominałam normalnych ubrać , a skrawki
materiału, złączane w jakąś wyzywającą całość.
*** 2 godziny
później ***
Padnięta i
kompletnie zmęczona padłam na łóżko w posprzątanym już pokoju
i zaczęłam się zastanawiać nad własnym życiem. Prawdę mówiąc,
to w moim życiu wiele się nie zmieniło, cóż tak szczerze to nic
się nie zmieniło, wszystko wygląda prawie tak samo jak przed
śmiercią matki. Jedyną zmienią jaka zaszła to zmiana kata, dziś
są nimi Angela i Jessica, a przedtem była nią moja matka.
Traktowałam mnie jak służącą, worek treningowy, nigdy nawet nie
zwróciła się do mnie per córciu czy Bello od zawsze walała na
mnie „Isabello”. To dlatego nienawidzę, gdy ktoś się tak do
mnie zwraca, przywołuje to złe wspomnienia, a jeżeli ktoś wypowie
to jeszcze lodowatym i zgorzkniałym tonem, słowo to potrafi wywołać
nawet u mnie niekontrolowany napad płaczu. Pewnie nie jeden człowiek
uzna to z idiotyzm. Jak można nie lubić swojego imienia? Otóż
można i ja jestem na to żywym przykładem!
Mając już
dość użalania się nad sobą wstałam z łóżka i ruszyłam w
stronę drzwi, lekkim pociągnięciem otworzyłam je i po cichu
wyszłam na całkowicie opustoszały korytarz, jednocześnie
zamykając je na klucz. Miałam przeczucie, sama nie wiem skąd, że
nikt jeszcze nie śpi lecz boi się wyjść poza pokój. Sama tak
robił, gdy moja matka jeszcze żyła i się na mnie wyżywała, po
prostu wolałam nie rzucać się jej w oczy, być cieniem. Dobra już
Swan- skarciłam sama siebie w myślach- koniec rozpamiętywanie
przeszłości. Teraz to teraz, a teraz- to znaczy przed chwilą-
miałaś zamiar pozwiedzać ośrodek. Hmm... jest już naprawdę źle
skoro krzyczę sama na siebie- ah... ja i ten moje mentalne kłótnie.
Ruszyłam
wzdłuż korytarza, właśnie zmierzałam w kierunku schodów. Mój
pokój znajdował się na pierwszym piętrze, oprócz niego na tej
samej kondygnacji znajdowały się jeszcze cztery pokoje i schowek
na szczotki, wiaderka, środki czystości itp oraz stara, można by
rzec antyczna winda, która jak się domyślam dawno nie była
używana. Moim zdanie pochodziła z lat 60. ubiegłego wieku, a jej
czasy świetności dawno przeminęły. Nie mając już co oglądać
zaszłam po schodach na parter, ale i tam nie zastałam nic co
przykułoby moją uwagę. Szłam na palcach, dotykając ręką
ściany. Tego typu asekuracja była mi potrzebna, żaby się nie
wywrócić, bo nie została zaświecona żadna lampa, a moje oczy nie
przyzwyczaiły się jeszcze do ciemności.
Przeszłam
cały korytarz wzdłuż i wszerz, a gdy miałam już wracać do
pokoju zauważyłam, że schodami którymi przed chwilą zaszłam
mogę zajść na jeszcze niższy, na nie znamy mi poziom.
Postanowiwszy skorzystać z tej niepowtarzalnej okazji cichutko
ruszyłam na dół. Odczuwałam jakiś irracjonalny strach, bałam
się, że nagle w piwnicy, bo prawo podobnie to tam prowadziły
schody, odkryję coś czego nie chciałbym odkryć.
W końcu
zeszłam z ostatniego schodka i znalazłam się na jakiejś gładkiej
powierzchni, rękami zaczęłam błądzić po ścianie szukając
włącznika do światła. Po dłuższej chwili znalazłam ten
magiczny przycisk, który sprawia, że następuje świetność.
Nacisnęłam go. Całe
pomieszczenie, w którym się znalazłam rozbłysło, białym,
rażącym światłem.
Odruchowo zamknęłam oczy, a gdy je na powrót otworzyłam byłam
zaszokowana wyglądem miejsca, w który się znalazłam. To
pomieszczenie nie było piwnicą jak wcześniej się spodziewałam,
była to sala, pusta sala, przypominająca nico wyglądem
niewyposażone studio taneczne.
Stałam
tak jeszcze przez moment i patrzyłam w zadumie na ściany
pomieszczenia, wszelkie wspomnienia powracały, pamiętam jak przez
ostatnie trzy lata, przed śmiercią matki uczęszczałam na zajęcia
taneczne do pobliskiej szkoły tańca. Pamiętam jak rozładowywałam
tam mocje, uspokajałam się i wyciszałam. Matka oczywiście nic o
tym nie wiedział, bo zapewne zabroniłaby mi tego z obawy, że
wygadam komuś jak mnie traktowała. Albo stwierdziła, że jest mi
to kompletnie nie potrzebne i tracę tylko jej „ciężko”
zarobione pieniądze na jakieś absurdalne, absurdalne jak dla niej,
rzeczy. Renne nie zarabiała źle lecz wielokrotnie robiła mi
wyrzuty najczęściej z powodu źle zagospodarowanych pieniędzy lub
spóźniania się do domu choćby nawet dwie minuty, zawsze jak
chciała mnie pobić szukała jakiejś wymówki, tak jakby chciała
uspokoić sumienie. Sumienie, którego nie miała...
Te
bolesne wspomnienia spowodowały, że w po policzku zaczął mi
spływać jakiś przezroczysty, słony w maku płyn, dopiero po
sekundzie zrozumiałam, że wraz ze wspomnieniami pojawiły się łzy.
Cała rozhisteryzowana zaczęłam tańczyć, choć sama nie wiem jak, ale moje nogi poruszał się w rytm jakiejś nie znanej mi i smutnej melodia, która przebrzmiewał w mojej głowie.
Cały układ chociaż skomplikowany i wyczerpujący nie sprawił mi
większych trudności, powtórzyłam go jeszcze kilkanaście razy, a
gdy już do końca rozładowałam emocje postanowiłam wrócić do
pokoju.
Przepełniona dumna, że pamiętam jeszcze układ, mam w miarę dobrą
kondycję i dość dobrze odtańczyłam kompozycję, po cichu
kroczyłam korytarzem. Na swoje piętro dotarłam bez większych
komplikacji, ale będąc koło drzwi ujrzałam jakiś cień na
końcu korytarza, który zmierzał w moją stronę. Wystraszona
próbowałam włożyć klucz do zamka, ale była zbyt zdenerwowana by
tę operację przeprowadzić.
A
ten ktoś był coraz bliżej...
_________________________________________
Przeprasza was, że tak późno dodaję, ale internet mi nawala; mam nadzieję, że rozumiecie... chciałam jeszcze złożyć wam spóźnione życzenia na walentynki
KOCHAM WAS WSZYSTKICH!!! <3
* jestem ciekawa czy ktoś zgadnie kim jest tajemniczy "ktoś" zmierzający w stronę Belli?