„Każdy z nas ma takie dni, w które
pragnie stać się niewidzialnym, ale wtedy przychodzą osoby,
nazywane przez nas przyjaciółmi, wyciągają nas z mentalnego dołka
i pokazują, że świat mimo różnic, kontrastów i zła może być
jednak kolorowy”
Przytłoczona surowością tonu Alan,
który nie pozostawiając mi złudzeni nakazał przygotowanie się na
spotkanie z jego przyjaciółmi i prawie siłą zmusił mnie do
towarzyszenie mu podczas tego spotkania. Rozpoczęłam metodyczne
przygotowanie się do spotkanie, wzięłam szybki prysznic, ułożyłam
włosy w koczka, który z pozoru wyglądał na niesfornego, następnie
przeszukałam szafkę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Z racji, że
pogoda względem poprzedniego dnia uległa poprawie i przez chmury
prześwitywało nieśmiało słońce, wybrałam granatową
bejsbolówkę, do tego biały T-shirt z nadrukiem, ciemne rurki i jak
dla mnie nieodłączny element każdej stylizacji- trampki. Wzięłam
jeszcze telefon i już miałam wychodzić, gdy drzwi się otworzyły,
a w progu stały dwie blondynki; Jessica i Angela. Wystraszona ich
przybyciem zaczerpnęłam powietrza, spięłam wszystkie mięśnie i
czekałam na atak werbalny lub fizyczny, ale takowy nie nastąpił,
za to ubrane wyzywająca dziewczyny spojrzały na mnie nieprzytomnym
wzrokiem i ledwo trzymając się na nogach weszły w głąb pokoju,
zlustrowały mnie od góry do dołu, Angela uśmiechnęła się
kpiarsko. Po czym machnęła ręką i prawie się wywracając
doczołgała się do łóżka, kładąc się na nim i automatyczne
zasypiając, Jessica za to stała jeszcze prze chwilę i bełkotliwym
głosem zapytała.
- A ty gdzie się wybierasz, co?- już
miałam posłusznie odpowiedzieć, gdy przez niedomknięte drzwi do
pokoju , ze wrzaskiem wpadł Alan
- Co cie obchodzi gdzie Bella się
wybiera, jak ty balujesz całe noce to nikt cię się nie wypytuje
gdzie byłaś!- warkną.
- Nie ciebie Sharper się pytałam!-
rzekłam bełkotliwym, ale spokojnym tonem Jessica, zbyt spokojny,
prawdopodobnie od kłębionych emocji, przez chwilę patrzyła
intensywnie na Alana- a róbcie sobie o chcecie, gówno mnie to
obchodzi!- powiedział ostrym jak brzytwa głosem i ignorując
wszystkich ruszyła w stronę łóżka. Już trochę uspokojona,
spojrzałam na mojego wybawce, który patrzył na Jessicę i Angelę,
a jego wzrok wyrażał najwyższą pogardę. Gdy przeniósł go w
końcu na mnie, oczy mu złagodniały, a na wargi wpełzł leniwy ale
i zmartwiony uśmieszek. Wiedziałam, że tym gestem próbował mnie
jakoś uspokoić i ukoić moje zszargane nerwy, ale nie do końca mu
się to udało, bo choć na zewnątrz zgrywałam spokojną i
opanowaną, to w środku drżałam. Przybierając już poważniejszy
wyraz twarzy, podszedł do mnie, i wziął delikatnie za rękę.
- To co idziemy?- spytał przyjaznym
głosem. Ja w odpowiedzi skinęłam tylko głową, bo nie byłam w
stanie wydusić z siebie słowa. Po raz pierwszy ktoś staną w mojej
obronie i było naprawdę przyjemne uczucie!
Wychodząc z pokoju spojrzałam, przez
ramię na moje śpiące „współlokatorki”, odruchowo
przyśpieszając kroku. Mój towarzysz widząc to ścisną mocniej
moją rękę, przypominając mi, że nadal ją trzyma w swojej
wielkiej dłoni, zmuszają mnie do zatrzymania.
- Wszystko w porządku?- spytał z
zatroskanym wyrazem twarzy.
- Tak , chyba tak- stwierdziłam z nuta
wahania w głosie. Teraz spoglądał na mnie z jeszcze większym
zatroskaniem i współczuciem, ale i z niewiadomego pochodzenia
zdeterminowaniem. Czułam się dziwnie pod ostrzałem tego
spojrzenie. Już miałam spytać się o co mu chodzi, ale mnie
uprzedził, tak jakby przewidział moją ciekawość i zmieszanie.
- Nie martw się Mała- powiedział
czule, z taka troską jakbym była jego rodzoną siostrą, a nie
zwykłą znajomą, która poznał ledwo wczoraj, wzruszyło mnie to-
zawsze możesz na mnie liczyć- dodał zdeterminowany i gotowym na
wszystko głosem. Zaskoczona jego wyznaniem stałam jak
sparaliżowana, do ruch pobudziło mnie dopiero jego pociągnięcie,
kierowaliśmy się w stronę schodów prowadzących na parter. Będą
w połowie drogi minęliśmy się z Sarą- sprzątaczkę, która
przyniosła mi wczoraj pościel. W tym momencie wczorajszy dzień
wydawał się tak odległy, że prawie nierzeczywisty, niby zmieniło
się wszystko, ale i wszystko- moja przeszłość- powróciło.
Wreszcie dotarliśmy na parter, nie
odzywając się do siebie przemierzaliśmy korytarze w stronę
wyjście. Znajdując się jakieś pięć metrów od drzwi
uświadomiłam sobie jak bardzo pragnęłam wyrwać się z tego
budynku, czterech ścian mojego pokoju, wyjść na dwór i wciągnąć
świeże powietrze do płuc. Zniecierpliwiona przyspieszyłam kroku i
ponaglająco spojrzałam na Alana, gdy ten przyśpieszył kroku
uśmiechnęłam się do niego szeroko jednym z moich dzikich
uśmiechów i wystrzeliłam przez wnękę w ścianie jak jakaś
rakieta. Zatrzymały mnie dopiero zdziwione spojrzenie grupki
dziewcząt siedzących przy rzadko używanych- ze względu na
panujący tu klimat- ławkach. Rozpoznałam kilka z nich, widziałam
je wczoraj i dziś w w stołówce, wszystkie rzucały mi pełne
zdziwienia i zazdrości spojrzenia. O co im może chodzić?-
pomyślałam. Zażenowana tą sytuacją spuściłam głowę na moich
policzkach już dawno wykwitł rumieniec. Alan nie zwracając na nie
uwagi ciągną mnie w stronę bramy. Nie mogłam już dłużej
wytrzymać z dręczącej mnie ciekawości. O co im chodzi? Po raz
kolejny zastanawiałam się nad tym, aż w końcu nie wytrzymałam,
jakaś bariera pękła
- O co i chodziło?- zapytałam, Alan
patrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem oczekując podpowiedzi- No
wiesz, chodzi mi o te dziewczyny- wymawiając ostatnie słowo
spojrzałam znacząco w kierunku ławek, na których siedziały- jak
wyszliśmy tak dziwnie się na nas patrzały ni to z zaskoczenie, ni
to z zazdrością. Po prostu jestem ciekawa o co im chodziło.-
dopowiedziałam tłumacząc swoje zainteresowanie. Alan zerkną na
mnie z lekko rozbawioną miną.
- Są po prostu zazdrosne.- teraz to ja
patrzyłam na niego ogłupiła czekając na rozwinięcie jego myśli.
Westchnął cicho; z przygnębienia, może z irytacji moim jak widać
zbyt niskim ilorazem inteligencji. Ciekawość po raz kolejny wzięła
nade mną górę.
- O co zazdrosne?
- O ciebie- odparł lakonicznym tonem.
One są o mnie zazdrosne? Niby czego mogą mi zazdrościć?
- O mnie? Jak to możliwe? Co ja mam,
czego one nie mają?- zadawałam sama sobie pytania. Nie znając na
nie odpowiedzi.
- Jest wiele rzeczy, których mogą ci
zazdrościć.- odpowiedział z przekonaniem, dopiero wtedy się
skapnęłam się, że wszystkie te pytanie wypowiadałam na głos,
ale przypał, teraz ma mnie pewnie za kogoś komu zależy tylko na
nowych rewelacjach. Co nie zmienia faktu, że byłam też ciekawe
czego według niego one mogą mi zazdrościć.
- Czego on mogą mi zazdrościć?-
zapytałam z nieukrywaną ciekawością. Będzie co będzie-
pomyślałam. W najgorszym wypadku padnę na kolna i będę prosić o
wybaczenie, i będę obiecać, że już nigdy nie zadam mu poufnych
pytań. Sama nie rozumiałam dlaczego tak bardzo zależy mi na Alanie
i przyjaźni z nim. Na pewno nie była to żadna więź
sentymentalna, bo przecież znaliśmy się dopiero jakieś 24
godziny. Więc co za więź? Nie wiem. Przyjaźń też odpada, nie
wierzę w przyjaźń do pierwszego wejrzenia. Nigdy nie potrafiłam
zaufać szybko ludziom. A teraz, sama nie wiem jak to wytłumaczyć!
- Choćby tego, że to z tobą się
przyjaźnie, z nie z nimi.- ustosunkował się do mojego
pytanie,wyrywając mnie jednocześnie z zamyśleń. Patrzyłam się
na niego jak na kosmitę. Naprawdę chodziło im tylko o to?
Spojrzałam się na Alana lustrując go od góry do dołu wzrokiem.
Był niezaprzeczanie przystojny, jasne blond włosy wyglądające jak
aureola otaczały jego twarz, idealnie wyrzeźbione mięśnie
świadczyły o jego sile, determinacji, samozaparciu, ale i w pewnym
senie o dojrzałości. Nie dziwię się, że wszystkie na niego
„leciały”.
- Nie dziwię się, że wszystkie na
ciebie „lecą”.- powiedziałam patrząc mu patrząc w oczy. A z
każdym słowem jego wzrok przybierały łagodniejszy i bardziej
rozbawiony wyraz- No co! Jesteś przecież przystojny, nawet piękny.-
ostatnie zdanie wypowiedziałam tytułem usprawiedliwienia, niemal
szeptem. Czułam, że cała płonę szkarłatem. Alan nic sobie nie
robiąc z mojego zakłopotania wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- No i z czego się śmiejesz?!-
zapytałam oburzona.
- Z ciebie- odpowiedział zgonie z
prawdą, dobre chociaż to, że potrafi się przyznać. Jednak nie
zmienia to faktu, że skrzywdziła mnie ta odpowiedź. Oburzona
wyrwałam rękę z jego uściski i ruszyłam przed siebie z wysoko
uniesioną głową. Niestety, takie fochy i poruszanie się fochowatą
pozą nie są dla ludzi z brakiem koordynacji ruchowej. Oczywiście
jak to ja, po przejściu zaledwie paru kroków potknęłam się o
wystający konar drzewa. Siarczyście klnąc już prawie wylądowałam
na ziemi, gdy złapały mnie szerokie ramiona mojego blond
towarzysza, który w pewnym sensie przyczynił się do upadku.
Przecież to na niego się obraziłam, ale z drugiej strony, gdybym
schowała swoją dumę do kieszeni na pewno bym tak nie skończyła.
Upokorzona i niebotycznie wkurzona, spojrzałam Alanowi w oczy, w
których kryło się rozbawienie pomieszane z poczuciem winy. Te
skrajne uczucie sprawiły, ze jego spojrzenie było szczere, bez
żadnej skazy. Wciąż wpatrzona w jego oczy dostrzegłam, że
widoczne jeszcze przed chwilą rozbawienie umyka, a zastępuje jej
smutek.
- Nic cie nie jest, Bello? Wszystko w
porządku? Nie uderzyłaś się albo skaleczyłaś? Jak się czujesz?
Nic cię nie boli? Zachowałem się jak idiota. Nie powinienem ci
poz....
- No już, zamknij się!- powiedziałam
hardo, przerywając w połowie jego wypowiedzi, nie chciałam, żeby
czul się winny braku mojej koordynacji- nic mi nie jest i nic mnie
nie boli, żyje, a nawet oddycham- dodałam z sarkazmem widząc jego
powątpiewające spojrzenie Na potwierdzenie swoich słów zaczęłam
się podnosić z ziemi, ale Alan mnie powstrzymał.
- Nic mi nie jest- powiedziałam przez
zaciśnięte zęby oburzona jego troską. Traktował mnie jak małą
dziewczynkę, wprawdzie wspominał, że jestem podobna do jego
siostry, ale bez przesady. Ja mam siedemnaście lat, a nie trzy! W
końcu, gdy nasze spojrzenie po raz kolejny się spotkały odpuścił
sobie i mnie puścił. Wstałam otrzepałam spodnie i wolnym,
spacerowym krokiem ruszyłam wzdłuż chodnika, Alan kroczył za mną
- Nadal jesteś na mnie obrażona?-
spytał cicho, jakby bojąc się mojej odpowiedzi.
- A sadzisz, że powinnam?- choć
zadałam to pytanie w pełnej powadze, tak naprawdę już się z nim
droczyłam, nie należę do osób, które długo chowają urazę,
przynajmniej nie w tak absurdalnych kwestiach.
- Nie wiem- odpowiedział cicho,
unikając mojego spojrzenia.
- A ja wiem!- rzekłam beztrosko i
zaczęłam się śmiać. Alan cały czas patrzył ma mnie nie
zrozumiałym wzrokiem, ale z moimi kolejnymi salwami śmiechu kąciki
jego ust też zaczęły drgać, w końcu i on wybuchną śmichem. Po
kilku minutach opanowaliśmy się, było to spowodowane m.in tym, że
rozbolały nas brzuchy i jakaś starsza kobieta z wielkim uczesanym
pudlem patrzyła na nas jak na chorych psychicznie. Więc nie chcąc,
by informowała jakieś organy pożytku publicznego, że po parku
błąkają się jakieś świry uspokoiliśmy się i szliśmy dalej
jak gdyby nigdy nic.
- Czyli już nie masz foch?- zapytał
Alan niby to spokojnie, ale w jego głosie dało się wyczuć jakiś
niepokój.
- Nie, nie mam już foch-
odpowiedziałam, akcentując ostatnie słowo.
- To dobrze!- powiedział z wielkim
bananem na twarzy. Szliśmy jeszcze jakieś dziesięć minut wzdłuż
szlaku, aż nagle mój towarzysz pociągną mnie w bok, na trawnik i
szybszym krokiem ruszył ku poświacie światła kłębiącej się za
drzewami.
- Gdzie m-my idziemy?- spytałam z
niepokojem w głosie.
- Nie boj się, Bello. Nic ci nie
zrobię, nie jestem jakimś chorym na umyśle psychopatą-
odpowiedział ze śmiechem.- Naprawdę!- zaręczył żarliwie,
poważniejąc.
- Ok, ok ufam ci, tak?- powiedziałam
zgodnie z prawdą, pewnym głosem.
Po przejściu jakiś czterdziestu
metrów, wyszliśmy na parking koło jakiegoś małego centrum
handlowego.
- Czemu przyszliśmy na parking? Czy
mieliśmy się spotkać z twoimi przyjaciółmi?- powiedziałam
podejrzliwie, a patrząc na niego zwęziłam oczy i zacisnęłam
usta. Alan uśmiechnął się tylko chłopięco i ruszył ku trzem
samochodom, koło których stała grupka ludzi, mniej więcej w moim
wieku. Z domysłów wywnioskowała, że to są ci jego przyjaciele.
- Sharper!- krzyknął jakieś chłopak
o posturze niedźwiedzia i ruszył w naszym kierunku. Za nim zaczęli
podążać, w tym i on...
___________________________________________________
Proszę kochani oto rozdział VI, mam nadzieję, że wam się spodoba, liczę na wasze opnie!
Chciałam was drodzy czytelnicy przeprosić, że tak długo nie dodawałam, postaram się aby nn pojawił się szybciej.
Loveee was Marta :* <3